W przeddzień urodzinek Jacusiowych poszliśmy sobie w trójkę
do ogródka. Siedzieliśmy pod kwitnącą czereśnią i wdychaliśmy boskie aromaty z
grilla sąsiadów. I wymyśliłam, że może, co prawda na ostatnią chwilę, ale byśmy
zrobili jutro urodzinowego grilla dla Jacusia i Jacusiowych gości. Ale chwilę później sobie pomyślałam – no
tak, ale czym ja tego grilla popiję (maluch w brzuszku raczej piwka nie lubi).
I grill niby jakoś rakotwórczy jest, więc szkoda by tym jubilata karmić
(pewnie, tort zdrowszy!). I tak oto plan został porzucony.
Jacuch dostał do zabawy długą plastikową łyżeczkę i kwiatki
z czereśni. Chyba nie muszę mówić, co zwyciężyło i zdobyło zainteresowanie
Jacka. Oczywiście że łyżeczka. Do kwiatków podchodził bardzo nieufnie, aż w
końcu zignorował.
A wieczorkiem odkryłam, że istnieje jeszcze coś takiego, jak
ramki w aparatach fotograficznych i tak powstał Jacuś w pralce. Teraz Jacuś
sobie smacznie śpi. Oby do rana. Albo o, do 13tej. W końcu jutro dzień pełen
wrażeń.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz