czwartek, 31 maja 2012

Pieluchobranie

No to Jacuś miał dziś dzień pełen przygód. Najpierw go rano odwiedził dziadek. Potem go złapał deszczyk w czasie spaceru. Później babcia zrobiła niespodziankę i zajechała dać Jacuchowi buziaka. Popołudniu pojechał z rodzicami na zakupy jacusiowych akcesoriów. Zasikał się cały.  Wracał w aucie golas golas. Przed domem zacieszał się jak mu tata robił zdjęcia. A chwilę później zaśmiewał się do rozpuku z tych zdjęć na dużym ekranie. Do rozpuku. I TAK się rozgadał. Ewidentnie testuje intensywnie, co ten jego aparat mówcy potrafi. A potrafi dużo się okazuje! Tyle nowych słów dziś zaserwował. Radość wielka. A jutro? Dzień Jacusia!! Międzynarodowy. Tata nawet wziął urlop z tej okazji. Hurra! :)




środa, 30 maja 2012

Wesołek

2 zdjęcia Jacusiowe. Nr 1 - Jedziemy do babci i nr 2 - Wygodniak. Super Maluch, prawda?
A teraz Wesołek sobie pochrapuje. I śni mu się szczepienie, które go dziś czeka... Nie, nie śni mu się teraz. Będzie się śniło w nocy;) Ale on taki dzielny jest przecież (tak cicho wyje przy zastrzykach...)



niedziela, 27 maja 2012

Przełamanie

Moje Małe Kochane! Dotknął trawy! Zdjęcie numer 1 – na czworakach, a co pod łapkami?? Wiedziałam, że nic na siłę. Sam na trawę poszedł i sam klęknął i sam dotknął. A mama tylko dumnie obserwowała i uwieczniła, hihi. Poza tym wcinał pomarańczę (na początku razem ze skórką) i jabłko (nadgryzł dwie sztuki i potem rzucił na trawę).  Nauczył się też wchodzić na duże ogrodowe krzesła (sam!) i sam z nich schodzić. A pomiędzy – stawać i opierać się o oparcie (i lecieć na pysk razem z krzesłem, gdyby nie asekuracja).





piątek, 25 maja 2012

U progu weekendu

Ciężki dzień był wczoraj dla Jacuchy.  Marudził, nie jadł, nie wiedział co ze sobą zrobić, a potem jeszcze więcej marudził. Tylko jak dziadek przyszedł go odwiedzić uspokoił się na chwilę. Cóż, jak się nie śpi w nocy, to potem ciężko jest mieć dobry i pogodny dzień. Żeby tylko na weekend Jacucha była wyspana i szczęśliwa, bo końcu będzie mój drugi dzień matki w życiu. Więc wolałabym, żeby mi nie wył do ucha. Albo przynajmniej nie dużo. Pojedziemy sobie wtedy do babci (mimo, że powiedziała, że dnia dziecka już nie obchodzimy, bo ona teraz ma Jacusia). W sensie obchodzimy dzień matki (babci Jacusia) ale dnia córki 1 czerwca już nie. No tak, postarzało się mamie Jacusia. Już ciężko uchodzić za dziecko. Za to babcia Jacusia, normalnie, to obchodzi i dzień matki i dzień babci i nawet dzień dziecka (w końcu Jacusia prababcia ma się doskonale). Ale mi się jakoś nie spieszy do takiej sytuacji.




czwartek, 24 maja 2012

Inżynier

Cóż, znowu przychodzi mi się chwalić moim dzieckiem… Nie da odetchnąć. Dziś, Jacucha moja kochana zbudowała SAMA wieżę z trzech kwadratowych klocków! I wcześniej tylko raz mu pokazałam. Najpierw dołożył klocka do dwóch stojących na sobie (jako wprawka), potem popsuł i zbudował sam od ZERA do TRZECH klocków! Szkoda, że tata Jacka tego nie widział. Ale już się oczywiście dowiedział przez telefon i jest wirtualnie dumny jak paw:)
Inna sprawa, dziś wprowadzamy Małemu nowy rytm dnia. Bo nie może tak być, żeby roczne dziecko chodziło spać po 11 w nocy i wstawało przed 6 rano. Żeby wymagało 100% uwagi przez cały dzień, aż do jego marnego końca. Marnego, bo rodzice nawet nie mają już wtedy jak nacieszyć się sobą albo chociaż odetchnąć. Także od dziś jak Jacucha zaśnie w dzień (nieważne ile razy), to pozwalamy mu spać maksymalnie półtorej godziny. I koniec. Bo może i on sobie odeśpi w dzień, ale tata Jacusia już sobie na to w pracy nie może pozwolić. A w ogóle dziś się obudził o 4 rano. Skandal. I oczywiście poza jego klockowym sukcesem to ma dość marudny dzień. Ciekawe, jak to będzie z dwójką… jedno woła jeść, drugie gryzie pierwsze. Jedno się kąpie w wanience dla maluchów, drugie wylewa wodę. Jedno jest karmione, drugie broi, żeby zwrócić na siebie uwagę. Jedno śpi, drugie wyje i budzi pierwsze. No cóż, trzeba się (chociaż psychicznie) na to wszystko przygotować. Jedno jest pewne, lekko nie będzie (szczególnie, że niektórzy będą mieli cesarkę..).

środa, 23 maja 2012

Uff jak gorąco

Ale ostatnio upalnie nam było… Gdyby Jacek sam sobie nie zdejmował pieluch jak jest nago, to by nago chodził. A tak niestety niezbędne było krótkie body. I dużo, dużo picia. I dużo, dużo świeżego powietrza i cienia. I drzemek. I marudzenia. Chyba Jacek woli jak jest chłodniej. Ale to tylko znak, że jest normalny. Dziś już na szczęście pogoda znośniejsza i też dziecko jakieś inne. Nie ma tych nieobecnych oczek, tego wyrazu twarzy pytającego – gdzie ja jestem? co się dzieje? Tylko bawi się ładnie i z pogodnym humorkiem czeka aż tata wróci z pracy.
Chcieliśmy wczoraj odpalić nową klimatyzację po raz pierwszy, ale nam nasze dziecko nie pozwoliło. Okazało się, że się jej boi (już w czasie odpakowywania kartonu zawył i uciekł). Także czeka nas stopniowe przyzwyczajanie Jacuchy do tych wszystkich rurek. Kolejna przerażająca rzecz w domu (po pralce, odkurzaczu…). I na świecie – po sławetnej trawie. Taki to już jest nasz Jacuś. Ale w sumie kto z dorosłych ufa każdej nowej rzeczy? Nikt. Poza tym nie sądzę, żeby mając 15 lat, Jacek dalej bał się trawy, także nic mu te dziecięce strachy nie zaszkodzą. Będziemy je tylko ze wzruszeniem i śmiechem wspominać.

wtorek, 22 maja 2012

Ja chodzę!

Od wczoraj. I to nie byle 5-6 kroczków. Normalnie moje dziecko CHODZI. Przechodzi przez kuchnie, zawraca i idzie z powrotem! Nagrałam go nawet. Jak przyszedł tata Jacusia i Jacek do niego PRZYSZEDŁ to aż się popłakałam ze wzruszenia. I akurat w jego wielkim dniu była z nim ciocia Kasia (ale on kocha ciocię Kasię, do mało kogo się tak uśmiecha cały czas - nawet jak jest zmęczony). A więc chodzi. I zaraz zacznie biegać. Docenialiśmy te momenty kiedy jeszcze to się nie działo, ale czas leci i w końcu ten dzień musiał nadejść. I wszyscy są dumni z Jacusia. Gdyby się urodził w terminie, to normalnie zaczął by chodzić w swoje urodzinki! Ale cóż, wcześniak jest z niego troszkę i zaczął w 13-tym (prawie) miesiącu życia. Chodzi. Tak! Chodzi.
Filmik niestety jest nagrany poziomo i nie umiem go obrócić, żeby był w pionie, ale zostaje na dysku ku pamięci.

poniedziałek, 21 maja 2012

Znowu grill, znowu trawa

Ale mieliśmy wczoraj super dzień. Rodzinno-ogrodowo-grillowy. Jacek wciągał ogórasy kiszone i inne smakołyki. I najważniejsze – największy sukces ostatniego miesiąca – zrobił 3 kroki na trawie! NA BOSO!! Zwabiłam go tam podstępem. Zaśmiewał się ze mną z mojej czapki z daszkiem i nawet nie zauważył jak przeszliśmy kawałek dalej z kocyka:) A potem były ŚWIADOME i DOBROWOLNE 2 kroczki na trawie. Długo, długo się wahał. Ale było widać, że chce. I poszedł:) Moje dzielne dziecko. A rodzice Jacusia testowali nowego grilla i wciągali wyborne kiełbaski. I niektórzy rodzice pili piwko, inni colę… A Jacusie piły soczek i ulubioną herbatkę z miodem. Jacka fascynowało zdmuchiwanie dmuchawców. Zajadał je też, swoją drogą, jak wszystko inne. Ale i przyglądał się ciekawie. I broił i cieszył się i bawił z tatą i na tatę wchodził… Dobry dzień Jacusia. Od rana do wieczora w ogródku (i wyszedł z tego cało!). A dziś przyjedzie niego ciocia Kasia, hurra! Powiedział mi na ucho, że już się nie może doczekać.








niedziela, 20 maja 2012

U dziadka mojego kochanego

Gdzie ja wczoraj byłem? Na imieninkach dziadka! Tak go skutecznie rozpraszałem że tylko MI poświęcał uwagę. Nie żadnych innym gościom, hihi:) Tylko ze mną się bawił. I był grill. I babcia mi próbowała TORTA wcisnąć z polewą czekoladową, a ja nie chciałem. Kiełbasek też nie chciałem. W ogóle to prosiłem o szpinak, ale niestety nie mieli… A najgorsze było to, że gdzie nie spojrzałem to trawa. Wszędzie ta trawa. Tylko się czaiła, żeby się na mnie rzucić. Ale byłem mądry i trzymałem się od niej z daleka, na moim kocyku. Chociaż goście mnie prowokowali. I oszukiwali – zobacz jaka ładna trawka, cacy trawka! Ale ja wiedziałem swoje i się nie dałem. Fajnie było. Dużo ludzi. Wszyscy się mną zachwycali, a przecież to lubię najbardziej. Ba, nawet moi rodzice to lubią najbardziej. Dumni zawsze. Ale ja im daję cały czas nowe powody do dumy. Generalnie mają z czego!:)



piątek, 18 maja 2012

Dobre dziecko

Wzruszył mnie dziś Jacuś bardzo. Siedział u mnie na kolanach i dałam mu kawałek wafelka. Zjadł szybko i wzięłam drugi kawałek do ręki. Drocząc się z nim udawałam, że go zjadam. Ale potem dałam mu do rączki. A co na to Jacuś? Zamiast zapakować sobie momentalnie wafelka do buzi, wziął go i skierował do buzi mamy! Wzięłam gryza, a on mnie dalej karmił, aż zjadłam całego wafelka! Podawał mi i karmił. Wszystkim by się podzielił, nawet ukochanym wafelkiem. Moje ukochane dziecko.
A w ogóle jak siedzimy i jemy w kuchni, Jacuś wie do kogo podejść. Wie od kogo najłatwiej „wyżebrać” najlepsze kąski. Stoi, opiera się na moich kolanach i patrzy tymi oczkami jak kot ze Shreka. I mówi „mama, mama”. Kto by się nie złamał i nie dał chrupka, nawet przed obiadem?

czwartek, 17 maja 2012

Klucha jak nowa

U pani doktor okazało się, że w sumie to mamy zdrowe dziecko (poza tym przewlekłym charczeniem i świstami w oskrzelach). Dostał zyrtec, może to takie alergiczne paskudztwa, które go męczą.
Wczoraj zrobiłam Jacuchowi piękne zdjęcie z tatą w czasie zabawy. Tak się ładnie śmiał. A babcia Jacusia, jak jej wysłałam, zobaczyła i spytała – to on się tak śmieje czy płacze? Ale ja się dalej zachwycam. Zdjęcie jest piękne, minka też. Piękne i już. Piękna minka. I nic nie szkodzi, jeśli tylko mama to rozumie;) No, może tata też. Ciut ciut.
A jeszcze najważniejsze – wczoraj Jacek był ważony i mierzony u pediatry i ku naszemu zdziwieniu okazało się, że on wcale nadwagi nie ma. Normalne z niego dziecko i tyle. A że trochę sadełka tu i tam… Jeszcze będzie miał czas w życiu na przejmowanie się takimi drobnostkami. A jeśli nie on to jego siostrzyczka. I podobno nie szkodzi, że już nie chce pić mleka. Także generalnie zupełnie nie mamy się czym przejmować. Wzór cnót dziecko cud.

środa, 16 maja 2012

Sukcesy i nowości dnia codziennego

No, w końcu znaleźliśmy sposób na jedzenie znienawidzonych przez Jacka jajek! Rozwiązanie okazało się banalnie proste - zajada jajko z KECZUPEM. Z wszystkim innym, co próbowaliśmy wcześniej nie było szans - ani zupka, ani mięsko, ani jogurcik, ani chlebek... Tylko keczup. Hurra:) Wciągnął całe. Hehe, w rodzinie święto, ale w sumie każdy powód jest dobry:) Potem dostał w nagrodę pyszny chlebek razowy od dziadka i wogóle szczęścia było co nie miara. Oczywiście najpierw, jak zwykle, zjadł skórki. Potem środek. Zupełnie odwrotnie niż mama, która w przedszkolu skórki zostawiała... Twardy Jacek lubi twarde żarełko.
A teraz Jacuś pojechał z tatą do pani doktor. Postanowiliśmy nie szczepić go tą kontrowersyjną szczepionką 3w1 więc tata Jacusia pewnie będzie miał trochę nieprzyjemności w tej przychodni dziś. Ale cóż, przecież nie będziemy eksperymentować na własnym dziecku. Potem byśmy sobie nie wybaczyli. A tak zamówimy odpowiednik szczepionki na odrę i będzie i syty wilk i cała owca.
Aha, dziś miał miejsce spacer nr 2 w NOWYCH BUCIKACH od cioci Ani. Pierwsze buciki Jacusia i jego pierwsze (jedne z pierwszych) kroczki, więc chwile są pamiętne. Na razie bucików nie lubi, próbuje je ściągać i się złości jak się nie udaje. Ale zaraz się przyzwyczai. A jak nie zaraz, to trochę później (bo czy ktoś widział 5-latka zasuwającego na dworze bez bucików?).

wtorek, 15 maja 2012

Mądrala

Wysypka lepiej (ciut), Jacucha zjadł regularną zdrową zupkę i nie narzekał nawet przy jogurciku. Uff. Może po prostu wczoraj potrzebował dnia postu na oczyszczenie organizmu po ostatnim obżarstwie. Na pewno mu nie zaszkodzi ten jeden dzień mniej w podhodowywaniu sadełka. Ale mleczka jak nie pił tak nie pije.
A gada jak gadał. Tak od niedzieli. Dużo, pięknie i całymi zdaniami. Wszyscy podziwiają, a dziecko puchnie z dumy. Żeby on wiedział, co to duma... Ale mama jest dumna za niego. Na razie wystarczy.
I jeszcze z nowych sukcesów - on już TYLE rozumie! Pięknie wykonuje polecenia. Na przykład na "pokaż co masz w buzi" - szeroko otwiera paszczę. Coraz więcej takich sytuacji. Coraz mądrzejsza Jacucha. Nasza kochana Jacucha.

poniedziałek, 14 maja 2012

Po weekendzie u babci

Cóż, zupełnie inne dziecko. Odmawia jakiegokolwiek jedzenia. Mleczko nie, kaszka nie, rybka nie, zupka nie, jajko nie. Tylko troszkę pije. Tak to jest jak się daje maluchowi przez cały weekend tłuste pierogi, kopytka na oleju, słodycze i inne dorosłe smakołyki. To potem wraca do rodziców i niech się męczą. Skoro nie je (i nie dostaje tego co chce) to nie jest teraz zbyt zadowolony. Ale w końcu chyba musi się złamać i zjeść coś zdrowego. A jak nie, to przyjdzie mu umrzeć z głodu. Chociaż w sumie to nasza Jacucha ma takie zapasy sadła, że to by pewnie nie nastąpiło przez długie, długie tygodnie…
Aha, wczoraj Jacek nawet BISZKOPTA nie chciał! Tak, nie dużo czasu trzeba, żeby zepsuć całe, piękne, kształtowane już od roku nawyki żywieniowe dziecka.
Wieczorny dopisek:  Właśnie kąpaliśmy Jacka. Okazało się że te dziwne rumieńce, które nam się wydawały podejrzane to nie wszystko. Maluch ma wysypkę na całym ciele. Wielką, obrzydliwą i wypukłą. I nawet nie wiadomo, co go uczuliło, bo tyle nowych rzeczy dostał u babci. Biedulek.

niedziela, 13 maja 2012

Małe Gadatliwe

ALE nam się dziś dziecko rozgadało. Całe zdania strzela. Wielkie, tłuste zdania. Nawet nie trzeba mu odpowiadać, po prostu się bawi i gada do siebie. Ale jak pięknie! Co prawda nikt nic z tego nie rozumie, ale przecież to nie szkodzi. Zawsze jest zagadka, co sobie takie małe może myśleć? I o czym tak rozprawia? Szczęśliwiak jest z niego teraz straszny. I w ogóle nie chce spać (w końcu 2 dni nocował u babci, niech żyje chodzenie spać przed północą). Piłeczką się właśnie bawiliśmy. Pięknie grał z mamą w piłeczkę, a teraz poszedł do taty na łóżko się poprzytulać. W końcu to jest coś, co Jacusie lubią najbardziej. Wielka, różowa, tatowa poduszka i na niej dwie głowy. Bo co dwie głowy to nie jedna. Zwłaszcza takie fajne.

piątek, 11 maja 2012

Roztapiam się

Wczoraj byliśmy na porodówce. Z Jacuchą oczywiście. Nie podobało mu się za bardzo, takie małe mizerne było. Chyba te upały mu za dobrze nie robią. Wygląda na to, że trochę mojego DNA się czai w tym dziecku. Wbrew pozorom.  Dziś też był z dziadkiem w ogródku i patrzył tępo w jeden punkt. Trochę nieswoja jest Jacucha nasza w te dni. Śpi też słabo, 6-7 godzin na noc. Dla dorosłego to czasem za mało, a co dopiero taki maluch. Ale już dziś ma być burza a potem pogoda ma się zrobić normalniejsza. Co nie zmienia faktu, że czas pomyśleć o jakiejś klimatyzacji do pokoju Jacuśka. W końcu dziecko też człowiek (mawiają).
A tu udało się uchwycić moment radości u tatusia na barana. 

czwartek, 10 maja 2012

Do przodu

Wczoraj Jacuś składał z nami łóżeczko dla siostrzyczki. Oczywiście dzielnie pomagał. A potem jeszcze dzielniej testował. Huśtał się w nim, skakał… Łóżeczko wytrzymało Jacusiową próbę.

I… założył SAM kółko na wieżę z kółek. Do tej pory umiał tylko psuć i burzyć, a teraz – zaczyna budować! Takie małe, a tak się szybko rozwija. Gdy stare aktywności to za mało, odkrywa nowe i tak krok po kroczku mądrzeje nam Jacuś (pomyśleć, że jeszcze niedawno nie umiał utrzymać własnej główki..). Czas leci, a moje Małe Fajne zdecydowanie go nie marnuje.

A dziś Jacucha jedzie z rodzicami do szpitala zwiedzać porodówkę, na której urodzi się siostrzyczka. Powiedział mi na ucho, że nie może się doczekać, aż ją zobaczy. A tata się martwi, żeby tylko jej nie podgryzał za często. Bo po Jacusiowym podgryzaniu to potem są straty w mięsie (np. aktualny krwiak na sucie mamy – która przecież nie karmi piersią – to też jego zasługa).

środa, 9 maja 2012

Łysy Kapturek

Wczoraj mnie odwiedziła babcia! I przyniosła babciny koszyczek. Cieszyłem się i nacieszyć się nim nie mogłem. Chodziłem z nim przez cały przedpokój tam i z powrotem i mówiłem piękne „a, a, a”. Czyli generalnie, muszę przyznać popisywałem się przed babcią strasznie. Ale za to jak działało! Babcia się zachwycała, brała na rączki i dawała młode ziemniaczki z koperkiem (mniam!). Ale mi dobrze:) Mama nagrała filmik jak zasuwam i poszła z tatą i siostrzyczką do lekarza (okazało się, że owa siostrzyczka już prawie 2 kilo waży! Tyle co 1/6 Jacusia!). A dziś gorąco i zaraz wybieram się na super-spacerek, hurra:)

wtorek, 8 maja 2012

Tata tata, Jacucha łaciata

Czego tata wczoraj nauczył Jacuchę? Wstawać w wannie! Jacuś sobie siedzi w wannie i się kąpie. Tata chce mu umyć dupkę. I mówi – „wstawaj” pokazując na brzeg wanny. I Jacuś wstaje!! Tak, widziałam to na własne oczy! Mój geniusz:) W ogóle miał wczoraj wyborny nastrój cały dzień. Już się lepiej czuje, więc sobie szalał, broił, cieszył się. A popołudniu uciekał przed tatą i piszczał z radości. Ale ci moi faceci się kochają! Straszliwie. Aż miło popatrzeć. Małe fajne i duże kochane.

poniedziałek, 7 maja 2012

Radości i strachy

Wczoraj był dzień odkurzania. Jacek już od jakiegoś czasu się boi odkurzacza. Może nie tak panicznie, jak trawy, ale boi się bardzo. Płacze, a raczej krzyczy, ucieka do łóżeczka i nie wie co ze sobą zrobić. Ale chyba nie możemy go tak izolować od wszystkiego, bo potem wyrośnie z niego jakiś lękowy i nadwrażliwy nastolatek. Nikt go na głęboką trawę rzucał nie będzie, ale jak trzeba odkurzyć, to trzeba.
A warga zagoiła się Jacuchowi w tempie ekspresowym, z zewnątrz nic już nie widać. Ale na ten próg już od dziś uważamy, żeby znowu nie fiknął na nim na zęby.
I najważniejsze – Jacek pobił wczoraj swój 3-kroczny rekord! Zrobił 4 kroczki!! Akurat jak przyszła babcia (babcia oczywiście piszczała z radości i dumy). Moje dziecko.

niedziela, 6 maja 2012

Majówkowy weekend

Jacek wczoraj co prawda po buciki nie pojechał, ale pokazał, że choroba mu niestraszna i poszedł z rodzicami do ogródka. No tak, bał się trawy przeraźliwie, ale za to strasznie cieszył się kwiatkami. Dywan z płatków po przekwitniętej czereśni, tulipanki, niezapominajki, mlecze… Nawet złapał zerwane źdźbła trawy, ale od razu zrozumiał, co to jest i wyrzucił. I tylko spojrzał w dół  z krzesełka, czy nie wrócą przypadkiem do niego. Mam nadzieję, że nie wrócą w jego snach. W ogóle ciekawe, czy takie małe ma koszmary…  Z tulipankiem bawił się pięknie w „kocha, nie kocha” i obrywał płatki (po czym, wiadomo, gdzie te płatki szły – bo buzi, a jak). Z tatą się nawet w chowanego bawił. I cieszył i machał i poznawał świat. Moje Małe Fajne.

A wieczorem potknął się o próg (nigdy się to wcześniej nie zdarzyło!) i opadł na buźkę tak mocno i nieszczęśliwie, że rozciął sobie wargę. Płaczu była co nie miara. Płakał i Jacek i płakała mama. Zakrwawił tacie koszulkę. Ale szybko się uspokoił, 3 minuty później już wcinał biszkopta „na pocieszenie”. Nawet nie chciał lodu na tą wargę. Potem chyba trochę bo bolała, bo przygryzał ją. Ale najważniejsze, że wszystko się dobrze skończyło (bez szczerby). 





sobota, 5 maja 2012

Grill

No i nici z wycieczki po pierwsze buciki Jacusia:( Ma dziś taki kaszel i katar, że nie mieliśmy serca go ciągnąć do galerii. Ale za to składał z rodzicami grilla. Grilla, który na skręcenie czekał cały długi rok. Jacek pomagał bardzo dzielnie i nie zjadł ani pół śrubki. Za to „grał” sobie na nim jak na bębenku i bardzo interesował się wszelkimi prętami. Bo to i do jedzenia smakowite i do uderzania o cokolwiek doskonałe… A teraz zjadł i padł (a grill się dalej skręca, okazuje się, że to nie takie proste jak się wydawało).







piątek, 4 maja 2012

Klucha na wózku

Mimo że trochę chorutki, Jacek miał dziś całkiem ciekawy dzień. Długi spacerek, wyjazd z rodzicami i dokładnie tyle samo upadków z dużego łóżka na podłogę, co przez cały zeszły rok. Wyczerpał swój limit na razie, zdecydowanie wyczerpał. Ale nic mu nie było, dzielna Jacucha. A jutro jedziemy z ciocią Anią kupować pierwsze buciki! Bo żeby Jacek bez butów chodził, to jakoś zupełnie nieprzysłowiowo.

czwartek, 3 maja 2012

Majówka

Ale Jacuś miał dziś dzień pełen wrażeń. Był raz pierwszy (w tym sezonie, bo w zeszłym często bywał) u dziadków na działce w Sobączu. Wiedzieliśmy, że może być ciężko, bo Jacucha się panicznie boi trawy, ale nie było tak źle. Długo stał na skraju kocyka i obserwował trawę. Tylko o tym myślał, żadne zabawy, nic go nie mogło zainteresować. Tylko przerażenie, że trawa dookoła. Ale w końcu postawiłam przed nim na trawie w szklance długiego chrupka i Jacuś się przemógł. I ruszył. Co prawda na kolanach, tak żeby tylko nie dotknąć ręką tej nieszczęsnej trawy. Jak przez przypadek ręka spadła na ziemię – odskoczył jak poparzony i troszkę marudził. I potem już nie było Jacusia na trawie. Ale za to podnosił kamienie dookoła kocyka i (oczywiście) próbował je zjadać. Potem przyszła burza i przenieśliśmy się do domku. Jacuś chciał rozpalać w kominku. Jak? No dorwał się do koszyka z korą na rozpałkę i próbował zjadać. Nie ma to jak zapach (i smak) żywicy. Generalnie dzień bardzo udany. Jeszcze trochę i przekona się do tej trawy. W końcu mama dotyka trawki, tata dotyka trawki, babcia dotyka trawki… A on tak bardzo kocha nas naśladować.