czwartek, 3 maja 2012
Majówka
Ale Jacuś miał dziś dzień pełen wrażeń. Był raz pierwszy (w
tym sezonie, bo w zeszłym często bywał) u dziadków na działce w Sobączu.
Wiedzieliśmy, że może być ciężko, bo Jacucha się panicznie boi trawy, ale nie
było tak źle. Długo stał na skraju kocyka i obserwował trawę. Tylko o tym
myślał, żadne zabawy, nic go nie mogło zainteresować. Tylko przerażenie, że
trawa dookoła. Ale w końcu postawiłam przed nim na trawie w szklance długiego
chrupka i Jacuś się przemógł. I ruszył. Co prawda na kolanach, tak żeby tylko
nie dotknąć ręką tej nieszczęsnej trawy. Jak przez przypadek ręka spadła na
ziemię – odskoczył jak poparzony i troszkę marudził. I potem już nie było
Jacusia na trawie. Ale za to podnosił kamienie dookoła kocyka i (oczywiście)
próbował je zjadać. Potem przyszła burza i przenieśliśmy się do domku. Jacuś
chciał rozpalać w kominku. Jak? No dorwał się do koszyka z korą na rozpałkę i
próbował zjadać. Nie ma to jak zapach (i smak) żywicy. Generalnie dzień bardzo
udany. Jeszcze trochę i przekona się do tej trawy. W końcu mama dotyka trawki,
tata dotyka trawki, babcia dotyka trawki… A on tak bardzo kocha nas naśladować.
Subskrybuj:
Komentarze do posta (Atom)
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz