A wieczorem potknął się o próg (nigdy się to wcześniej nie
zdarzyło!) i opadł na buźkę tak mocno i nieszczęśliwie, że rozciął sobie wargę.
Płaczu była co nie miara. Płakał i Jacek i płakała mama. Zakrwawił tacie
koszulkę. Ale szybko się uspokoił, 3 minuty później już wcinał biszkopta „na
pocieszenie”. Nawet nie chciał lodu na tą wargę. Potem chyba trochę bo bolała,
bo przygryzał ją. Ale najważniejsze, że wszystko się dobrze skończyło (bez
szczerby).
niedziela, 6 maja 2012
Majówkowy weekend
Jacek wczoraj co prawda po buciki nie pojechał, ale pokazał,
że choroba mu niestraszna i poszedł z rodzicami do ogródka. No tak, bał się
trawy przeraźliwie, ale za to strasznie cieszył się kwiatkami. Dywan z płatków
po przekwitniętej czereśni, tulipanki, niezapominajki, mlecze… Nawet złapał
zerwane źdźbła trawy, ale od razu zrozumiał, co to jest i wyrzucił. I tylko
spojrzał w dół z krzesełka, czy nie
wrócą przypadkiem do niego. Mam nadzieję, że nie wrócą w jego snach. W ogóle
ciekawe, czy takie małe ma koszmary… Z
tulipankiem bawił się pięknie w „kocha, nie kocha” i obrywał płatki (po czym,
wiadomo, gdzie te płatki szły – bo buzi, a jak). Z tatą się nawet w chowanego
bawił. I cieszył i machał i poznawał świat. Moje Małe Fajne.
Subskrybuj:
Komentarze do posta (Atom)
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz