Wzruszył mnie dziś Jacuś bardzo. Siedział u mnie na kolanach
i dałam mu kawałek wafelka. Zjadł szybko i wzięłam drugi kawałek do ręki.
Drocząc się z nim udawałam, że go zjadam. Ale potem dałam mu do rączki. A co na
to Jacuś? Zamiast zapakować sobie momentalnie wafelka do buzi, wziął go i
skierował do buzi mamy! Wzięłam gryza, a on mnie dalej karmił, aż zjadłam
całego wafelka! Podawał mi i karmił. Wszystkim by się podzielił, nawet
ukochanym wafelkiem. Moje ukochane dziecko.
A w ogóle jak siedzimy i jemy w kuchni, Jacuś wie do kogo
podejść. Wie od kogo najłatwiej „wyżebrać” najlepsze kąski. Stoi, opiera się na
moich kolanach i patrzy tymi oczkami jak kot ze Shreka. I mówi „mama, mama”.
Kto by się nie złamał i nie dał chrupka, nawet przed obiadem?
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz