poniedziałek, 26 marca 2012

Żeby żadna chwila nie została zapomniana.

To będzie blog o moim ukochanym, prawie 11 miesięcznym, synku, Jacusiu. Żebyśmy mogli kiedyś wrócić do czasów kiedy, był taki malutki. Bo chociaż teraz co kilka dni Jacuś robi coś nowego albo wzruszającego i mówię wtedy że "nigdy tego nie zapomnę", ale kto wie. Na wszelki wypadek. I tak żałuję, że nie zaczęłam wcześniej pisać o jego małych-wielkich krokach. Małych-wielkich sukcesach. Małym-wielkim Jacusiu.

A więc dziś, Jacuś wzruszył mnie do łez. Siedział w łóżeczku, ja przy nim. Bawiliśmy się w podawanie klocków. Sam podawał mi wszystkie pluszowe klocki jakie miał w łóżeczku. Po kolei, z wielkim zaangażowaniem i przejęciem. A kiedy już oddał mi wszystkie swoje klocki, podniósł kocyk z łóżeczka i TEŻ MI GO DAŁ. Takie dobre dziecko. Wszystko by mamie oddał. Moje dziecko.

A wieczorem, przy kąpieli... tata na sekundkę spuścił Jacka z oczu... i mądry maluch wykorzystując chwilę nieuwagi wziął mydło i je ugryzł! Nawet się nie zdenerwował, nie mówiąc o płaczu. A mamę aż brzuch ze śmiechu rozbolał i zrobiła oczywiście ku pamięci zdjęcie mydła ze śladami ząbków malucha.

Jeszcze wspomnę o minionym weekendzie. Otóż Jacek nauczył się sam wychodzić ze swojego łóżeczka! Gdy tylko szczebelki są wyjęte, wystawia ostrożnie głowę... potem idzie jedna ręka i szuka ziemi. Gdy już oprze się na ziemi idzie druga ręka, głowa i dalej reszta Jacusia. Head first. Ale bardzo bardzo ostrożnie. Mój mały geniusz:)

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz